Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
TONY
Administrator
Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 10:47, 05 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Dzień 5 - Pobudka w tym dniu nie należała do dosyć przyjemnych po wczorajszej naszej przygodzie. Jeszce świadomość, że mogą być ciuchy i buty mokre w mózgu sprawiły zupełne rozleniwienie nie mówiąc o niechęci. Ale cóż plan planem trzeba się zbierać. Bartek poszedł jako pierwszy do kotłowni sprawdzić czy jest szansa założenia czegoś suchego (miałem wrażenie, że w myśli ma tylko "aby były mokre, aby były mokre ...". A tu niespodzianka wszystko wysuszone na pieprz. Więc poranna toaleta, śniadanko, pakowanie. Wyjazd samochodem tym razem trochę dalej. Plan SŁOWACKI RAJ. Opowiadając chłopakom co to jest za miejsce i jakie atrakcje nas czekają stwierdzili - "czyli spacerek, rest, rekreacja" ( a niech sobie myślą ). I dobrze w sumie, że z takim nastawianiem się wybraliśmy. Przejazd przez granicę i szukanie kantoru aby zamienić polska mamonę na unijną. Znaleziony - wyglądał raczej jak dom publiczny - tylko zamknięty, więc trzeba właściciela znaleźć. Tym zadaniem zajął się Krystian, musi się w końcu dogadać może nawet po angielsku z miejscowymi i utargować niezły przelicznik. Szybko poszło i z pod "domu" słowackiego wyjechaliśmy w pełni usatysfakcjonowani z transakcji.
Dojechaliśmy do miejscowości Podlesok, czyli bramy Słowackiego Raju. Po przerażającej opłacie za parking (niestrzeżony - płaty) i pozbyciu się już kilku euro wyruszamy zahaczając o skale przy campingu. Zareklamowany przeze mnie napój COFOLA towarzyszył nam już do końca wyjazdu trekkingowego.
Na poczatku szlak chyba najbardziej znany w SR - Sucha Bela. Sucha to ona nie była bo dzięki ostatniemu dniu deszczowemu trochę w rzece wody przybyło i trzeba było się ostro nagimnastykować przy przeskakiwaniu przez kamienie i powalone drzewa. Szlaki w SR najczęściej prowadzą wąwozami. Trzeba przygotować się na przeskakiwanie kamieni, zwalone drzewa, kładki a czasami podejścia po drabinach.
Z tego co pamiętam z poprzednich wyjazdów własnie przy drabinach ustawiały się kolejki aby je pokonać. Tym razem nie było tak źle. Tak poruszając się po różnych przeszkodach zaskoczeni (chyba już tradycyjnie) zostaliśmy pewną dziewczyną. A raczej jej sposobem poruszania. My uważnie przez kamyczki, ona prosto przez wodę. My ostrożnie aby nogi nie zamoczyć, ona jak "sarenka" zwinnie po najgłębszej wodzie. Zrozumiałe my chcieliśmy przejść nie jedną trasę w SR tylko trzy , ale jej sposobu myślenia nie odgadnęliśmy.
Szliśmy dość dużym kanionem, wysokie skalne ściany stwarzały niesamowity widok, niesamowite wrażenie przebywania gdzieś nie w innym świecie. I ciągle płynąca obok woda (siku, siku, siku). Od czasu do czasu spenetrowaliśmy sobie jakąś jaskinkę.
Im wyżej (bo cały czas pod górkę) tyl powiększał się zasięg widoków po bokach aż zrównaliśmy się z lasem. Wychodząc na skrzyżowanie szlaków "Mała Polana" kolejna zaskoczka. Dość dużo ludzi, no w końcu skrzyżowanie szlaków SR i hałas jadących samochodów. Przesadziłbym mówiąc dużo bo raptem 3. Okazało się że transport powrotny zajechał. Na pace, przyczepie każdego z samochodów dziesiątki rowerów i zaledwie za 2 euro można sobie zamiast schodzić po prostu zjechać.
A wracając do naszej "sarenki". Spotkalismy się górze. Nawet zagadała - tylko jakoś po obcemu, ni to francuski ni hiszpański. I co zapytacie z jej nogami? no chyba dobrze bo zamieniła na sandały . Dzięi nam poszła w prawidłowym kierunku (mapa oraz machanie rękoma okazały się komunikatorem bez granic językowych)
My oszczędni Polacy po odpoczynku ruszamy nie korzystając z dość drogiej komunikacji na piechotę, tym bardziej że my w przeciwnym kierunku niż można na rowerkach. Idziemy pięknym lasem aby dojść do rzeki Velka Biela Voda i tam zacząć kolejne podchodzenie. Przy rzece odpoczynek, wietrzenie nóg, butów i napawanie się słońcem na które czekaliśmy od dnia poprzedniego.
Dalej tradycyjnie wąwozem w górę. Tym razem trochę większe przygody. Szlak trochę został zniszczony i kładki, pieńki, kamienie poprzestawiane, połamane, zalane. Przejście przez szlak wymagał zręczności stanowczo dużo większej niż poprzedni szlak. Velky Sokol pokazał Krystianowi, że mogą być kładki z niespodziankami - "chłopaki pomóżcie zaczepiłem o gwoździa i nie mogę się ruszyć". My oczywiście ubaw po pachy. Pozycja Krystiana poniżej.
Ale nie ma się z czego śmiać - teraz tak myślę. Bo jako jedyny na szlaku zanurkowałem w rzece chyba z 5 razy. Wszystkie bluzy i ubrania zakładałem po kolei jakie mieliśmy w kolekcji. Wyobraźcie sobie mnie w softshellu Krystiana czy bluzce Bartka.
Doszliśmy ponowni do skrzyżowania szlaków. Już ludzi stanowczo mnie. Przelecieliśmy tylko przez nie bo wiedząc że już przemoczeni (w szczególności ja) mamy do przejścia jeszcze jeden szlak.
Tym razem Priełom Hornadu był łaskawszy. Z pewnością mniej wymagający, nie wspina się pod górkę. Atrakcją sa jednak tzw ze słowackiego stupaczki.
Na szlaku już nikogo, dzień się zbliża ku końcowi. Widoki i przeżycia nie do ocenienia. Przejście po czymś takim trzeszczącym, ruszającym zardzewiałym na wysokości niejednokrotnie przekraczającej wysokość naszej ścianki to niezła adrenalinka. Z drugiej strony szkoda, że brak innych turystów. Szlak ten w odróżnieniu od innych jest dwu kierunkowy, więc mijanka na łańcuchu stojąc na stupaczku z innym turystom z np plecakiem - hmmmm super.
Gdy dochodzimy do Podleskoka jest już ciemno. Na parkingu brak samochodów poza jednym naszym (i całe szczęście . ).
W SR przeszliśmy trzy trasy nie łatwe. Wrażenia niesamowite. No i "spacerek" - jak chłopaki mówili, zamienił się ekstremalny treking.
cdn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Kris
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:12, 05 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Pamiętam te wspaniałe trasy, bardzo mi sie tam podobało. ubaw jak Tony wpadał do wody nie do opisania. Do nas mówił "uważajcie abyście nie wpadli", a sam wpadał grunt to bezpieczeństwo młodszych hihihi. Oczywiście z początku wyobrażaliśmy sobie spacer, ale w porównaniu do poprzedniego dnia, to był spacer, pogoda super, szlaki bardzo ciekawe, choć jak się przechodziło po stupaczkach i się czasami miało wrażenie, że się zaraz pod ciężarem urwie, to niezła adrenalina była i wyobraźnia. Wróciliśmy w bardzo dobrych nastrojach, choć dość zmęczeni
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kris dnia Śro 11:14, 05 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
TONY
Administrator
Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 11:45, 06 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Dzień 6 - Kolejny dzień Słowacji. Tym razem najwyżej jak można dojść drogą znakowaną w Tatrach Wysokich i jednocześnie najtrudniejszym szlakiem turystycznym w Tatrach Słowackich. Powstaliśmy znowu bardzo wcześnie. Dzień poprzedni dał nam w kość pod względem przemakalności garderoby. Psychicznie nastawienie ok, fizycznie różnie. Jeden narzekał na zakwasy w nogach, drugi na "tępy głowy ból". Ciuszki tradycyjnie wysuszone (kotłownia w bazie to naprawdę niedoceniana rzecz w lato). Aha no i jakoś dzień wcześniej udało nam się jeszcze zahaczyć nocny punkt usługowy.
Pięć minut przed zamknięciem zakładu "golarza filipa" wpadliśmy śmierdzący aby dwóch naszych panów dokonało oskalpowania. I się stało kudłaci zostali pozbawiani czuprynek.
Wracając do naszego dnia. Wyruszamy ze Starego Smokovca pozostawiając samochód na parkingu koło kościoła (no niby płatny ale nikogo nie ma więc zadowoleni zmykamy - jest wcześnie rano - a wieczorem pewnie już będzie po dyżurze - polak po prost zawsze kombinuje ) wzdłuż kolejki torowej. Nawet przyszedł do głowy pomysł aby z niej skorzystać ale (zawsze jest ale) okazało się, że najbliższy kurs jest za godzinę. Więc już o tej porze będziemy na górnej stacji. Idąc zauważyliśmy bardzo ciekawe rozwiązanie pozostałości po wyciętych drzewach (pni). Siedzenia z oparciami - bardzo wygodne - co kawałek zdobiły las.
I tak dziarskim krokiem przechodząc koło pięknego wodospadu docieramy do schroniska Zamkovskeho Chata. Tam słodkie przekąski i integracja z gospodarzami i miejscową zwierzyną.
Po wyjściu ponad poziom lasu zaczyna zapierać dech w piersiach. Widoki (w sumie dzięki też pogodzie) rozciągają się wspaniałe. W związku z tym chcielibyśmy jak najszybciej znaleźć się na najwyższym punkcie dzisiejszej wyprawy.
Gdy już zachciało nam się restu i drugiej porcji słodkości przeszedł koło nas gość zwany w tych rejonach "Tatranski nosiči" (Koleś zapakowany z tzw drabinkę na plecach. Transportują oni zaopatrzenie do schronisk powyżej możliwości dojechania samochodem. Niosą np. worki z ziemniakami, napoje (zgrzewki), kegi z napojami chłodzącymi itp.) Kolega ze słuchawkami w uszach maszeruje do następnego schroniska. Podążamy od tej pory razem mijając się co chwilkę. Szacun dla takich ludzi jak on.
Na szlaku nie jesteśmy sami. Cieszymy się jednak, że już tutaj nie docierają ludzie nie związani z turystyką kwalifikowaną. Wszyscy przygotowani i wiedzący gdzie i po co idą.
Po dość długim podejściu docieramy do wspaniałego legendarnego schroniska Terycho Chata. Tam postanawiamy zrobić godzinny odpoczynek. Piękne schronisko, piękne krajobrazy, piękna pogoda, czysta, zimna woda w jeziorku. Tam właśnie odpoczywamy.
Tam też właśnie pożegnaliśmy się z naszym nowym znajomym. Dostarczył do schronu potrzebne rzeczy. Niektórzy tak się zapomnieli, że przysnęli na chwilkę . Obudziło mnie lekkie zamieszanie po kilku minutach. Okazało się, że nasz nosici już spakował puste skrzynie i kegi i wraca w dolinę .
Co nam pozostało nie będziemy gorsi, ruszamy dalej. Już po kilku chwilach zorientowaliśmy się, że tam gdzie my idziemy jest dość ostro pod górę. Znaczna część turystów nie wybierała się tam gdzie my, na Czerwoną Ławkę. Rozeszli się wracając w drogę powrotną lub odbijając w bok zielonym szlakiem. No nic podążamy tam gdzie planowane było z samego początku.
Z doświadczeniami z poprzednich dni szliśmy pewni, że nic nas już nie zaskoczy. I w zasadzie nic nowego. Ściana pionowa ok 150 metrów obita łańcuchami, stopniami z prętów .
A tu zaskoczenie a raczej oburzenie, obrzydzenie !!! Wiem, że w górach i to powyżej poziomu lasu, drzew, krzaków itp udogodnień nie ma ale żeby na... srać na środku drogi podejściowej!!!!??? . I to niedawno co zostawione łeeeeee fuuuuuj jak sobie przypomnę. Szanowni Państwo można by zejść chociaż 2 metry ze szlaku i pomiędzy kamyczki i jeszcze przykryć a tu nic. Cała zawartość do wglądu. Wiem zaraz odezwą się miłośnicy i zwolennicy przepisów Parków Narodowych, że schodzić ze szlaków nie można bo przyroda, niedźwiedzie itp. Nie wiem co jest w tym momencie priorytetem. Oceńcie sami.
Na przesmyku Czerwonej Ławki mały koreczek. Każdy robi sobie zdjęcie. Widać też parkę państwa starszych. Super, że tacy ludzie nie pozostają w domu przed telewizorem tylko nadal poznają siebie na szlaku w górach. Pani raczej należąca do tych okrąglejszych pan szczuplejszy wysportowany. I to się należy: dzięki Krystian, że przyjąłeś tą panią na klatę jak spadała. No myślała że da radę przeskoczyć pomiędzy stopniami nie trzymając się łańcucha. Po kilku minutach podziwiania Tatr z najwyżej położonego punktu naszej wędrówki schodzimy na dół.
Tam spotykamy a raczej przemyka koło nas biegnący chłopak . Ciekawe czy biegnie tą samą drogą co my idziemy? Po krótkim spojrzeniu wzajemnie na siebie każdy chyba zrozumiał (pomyślał) jak nam daleko do takiej formy.
Dochodząc do następnego schroniska Zbojnickiej Chaty przypomniała mi się historia z poprzedniego mojego trekkingu. Opowiedziałem ją towarzyszom.
"Było to kilka lat temu. Będąc właśnie w tym schronisku zauważyliśmy remont tzn następowała wymiana okien z drewnianych już starych na nówki plastikowe. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że dostarczono je z pewnością za pomocą sprzętu latającego (helikopter) na to miejsce. Przecież inaczej się nie da bo samochody nie dojadą. Po relaksie idziemy dalej. I oto zagadka się rozwiązała. Pod górę z dwoma oknami zasuwa Tatranski nosiči. I łyso nam się zrobiło nie doceniając tak wspaniałej formy transportu jakim jest człowiek"
Bartek zgłosił w pewnym momencie lekki ból głowy. Krystian zawroty. Nie nie korzystaliśmy z dobrodziejstw i znakomitości kuchni Słowackiej (chmiel). Trzeba było ratować co się da. To słońce dokonało lekkich zmian w łysych głowach moich przyjaciół. Więc zbieramy się ze szczytów i uciekamy w cienie lasów (jeszcze ze 2 godziny drogi). Także zabezpieczeni schodzimy .
Doszliśmy już późnym popołudniem do miejscowości gdzie autko czekało na parkingu. Zbliżając się cieszyliśmy się bo z daleka już było widać tylko trzy samochody w tym dwa polskie i jeden słowacki. "Super upiekło nam się następnie kilka euro" - mówię głośno, a na to Bartek - "No nie bardzo właśnie kasjer wysiada z tego trzeciego pojazdu". I poszło 2 euro . Zrobiliśmy jeszcze zakupy wiedząc, że to nasz ostatni dzień po tej stronie granicy (oczywiście litry KOFOLI). Teraz do Polski i do bazy aby wypocząć przed ostatnim dniem, dniem wypoczynku, relaksu.
cdn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Bartek
Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Elbląg
|
Wysłany: Czw 12:14, 06 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Rewelacyjny wyjazd.
Teraz każdemu, polecam Słowacki Raj jak wybiera się w te okolice .
Nawet się cieszę, że wcześniej popadało, bo bez rwących potoków pod nogami mogło by nie być tak ciekawie . Szacun dla Słowaków za zrobienie takiego fajnego użytku z tych kanionów .
Co to Czerwonej Ławki, wiedziałem, że lepiej schodzić łysym z drogi ale pierwszy raz widziałem jak na 0,5 metrowym szlaku ktoś schodzi z drogi nam .
Wspaniałe widoki, których mam nadzieje nigdy nie zapomnę i wielkie podziękowania dla Tomka za zorganizowanie nam takiego wyjazdu.
Jesteś Wielki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kris
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:53, 06 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Tomek jest Wielki to mało napisane, Tony jest Bardzo Wielki, nikt w życiu mi nie zorganizował tak wspaniałych wakacji. Mój pierwszy wyjazd w góry i tak ekstremalny wyjazd, z tak wspaniałymi osobami jak Tomek i Bartosz to nie do opisania . Widoki zaje..., cudowne było to, że na wysokości 2015 m.n.p.m, mogłem się po opalać to było cudowne uczucie:) Wielki Szacunek dla Słowackich gór. I Wielki, ale to Wielki szacunek dla Tomasza jako organizatora:).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Grzechu
Dołączył: 27 Lis 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:43, 06 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
czapka Bartka wymiata hahaha normalnie nie moge:D hahah
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Marta
Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:02, 07 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Że też jeszcze na Słowacji utrzymała się kofola, gorszego świństwa w życiu nie piłam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kris
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:23, 07 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Nie wiesz co dobre
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
TONY
Administrator
Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:24, 08 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
No tak Marto lepsza pewnie sztuczna Cola. Kofola jest chociaż ze składników naturalnych i nie taka słodka. Ja jestem jak najbardziej za!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
TONY
Administrator
Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:46, 09 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Dzień 7 - Typowy Polski wypoczynek typowych polskich turystów. Rano wstajemy tradycyjna kawa i herbata, wsiadamy do autka (zapakowanego jak poprzednio) i wyjazd na najsłynniejsze miejsce w górach - Krupówki. Przeszliśmy całą długość tam i z powrotem chyba dwa razy. Mijaliśmy nachalnych MISIÓW i GÓRALI, którzy proponują zdjęcie za drobną opłatą. Teraz śmiało możemy powiedzieć jak to większość ludzi powiada "W górach, w Tatrach to ja byłem i się nachodziłem. Te Zakopane, te Krupówki tak to były góry.". Więc odhaczony deptak zakopiański, żeby nie było że w górach nie byliśmy.
Potem znowu autko i już podróż w kierunku Krakowa. Wizyta w sklepie sportowym, zwiedzanie Starego Miasta, Wawelu, bliskie spotkanie ze smokiem i Wisłą.
Prze wyjazdem ze starej stolicy jeszcze obiadek i sru.
Wyruszyliśmy Krystian podjął się prowadzenia, bycia pilotem. Tak mi się miło zrobiło, że nauki nie idą w las. Jedziemy, po kilku kilometrach pilot nakazuje skręcić tam gdzie nikt nie jedzie. Ale spoko słucham go i do przodu. Nagle zorientowaliśmy się, że jedziemy dokładnie na początku nad a potem wzdłuż drogi wojewódzkiej w kierunku Częstochowy, tylko my jednak przez las (jednak nauka poszła w las ). Gdy już się ciemno zrobiło zacząłem się niepokoić. Pilot nadal prowadził twierdząc, że to najlepsza droga przez pola, lasy, wsie. Plan legł w gruzy zamiast 1,5 godziny jazdy jechaliśmy chyba ze 4. Ale był przy tym ubaw po pachy.
Późnym wieczorem dojechaliśmy do Jury. Tam zaczęła się następna przygoda. Ale to inna historia. A zapasy KOFOLI wystarczył nam na kilka pięknych upalnych dni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kris
Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:55, 09 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Tak, tej zabawnej podróży nie zapomnę do końca swojego życia Kofola... tego mi brakuje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|