Forum Wspinalnia Elbląg Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
LOT czy KOFOLA TEAM ?
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wspinalnia Elbląg Strona Główna -> Trekking
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:17, 27 Sie 2013    Temat postu: LOT czy KOFOLA TEAM ?

Kilka niezapomnianych chwil w niesamowitym towarzystwie.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez TONY dnia Wto 12:24, 27 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:22, 27 Sie 2013    Temat postu:



Brygada gotowa na podbój Tatr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:42, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Zamiar był wielki: Przejść dużo, trudnymi odcinkami w krótkim czasie. A czy się udało? To w relacji się okaże.
Grupa zaprezentowana na poprzedniej stronie dotarła do Zakopanego (Kiry) w czasie uzgodnionym. Niektórzy z Kierowcą nr 1 - Marianem, inni z nr 2 - Tomkiem a jeszcze jeden polską komunikacją krajową. Ale wszyscy dotarli. Zatem zaczynamy relację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:04, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Dzień 1.
Dzień przyjazdowy. Meldujemy się w bazie. Piękna pogoda skłania niektórych do wieczornych wycieczek i zwiedzania miasta. Przy okazji robimy zakupy. Krótkie omówienie planów na następne dni, odbiór Wojtka z dworca i pora odpoczynku.
Dzień byłby stracony jednak gdyby nie pewna sytuacja. Sytuacja przez którą zaczęliśmy bardziej rozpamiętywać i żałować, że nie ma wśród nas kobiet:wink: . Także nie było ich na pietrze naszej bazy. (takie męskie rozumowanie). Wyjaśniam o co chodzi. Podczas kąpieli mogliśmy oglądać przez wielkie okno schody. Co za tym idzie koś kto szedł po schodach domu mógł oglądać nas np podczas brania prysznica Laughing.
Nie mogliśmy pozostać tak bez reakcji. Niektórzy specjalnie zaczęli maszerować po schodach tam i z powrotem. Musiał im pozostać widok nagich mężczyzn biorących kąpiel Embarassed. Po kąpieli spanko bo czeka nas pierwszy dzień już z napiętym harmonogramem.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bartek




Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elbląg

PostWysłany: Wto 11:33, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Najbardziej mi się podobał widok podczas marszu przez Krupówki Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:02, 04 Wrz 2013    Temat postu:

Dzień 2
Czyli pierwsza trasa. Pętelka ze startem w Kirach, przez Dolinę Chochołowską, Wołowiec, Rakoń, Grześ i powrót do Kir.
Pobudka rano, śniadanko, wymarsz. Wszyscy pełni energii przelecieli przez dolinę i dotarliśmy do schroniska. Pierwszy odpoczynek, przeanalizowanie map.




Podczas rozmowy w schronisku i po tym krótkim marszu doszliśmy do kilku wniosków:
1. Paweł okazał się chodzącą encyklopedią z zakresu wiedzy o górach
2. Tomek i Maciek mają stanowczo za dużo energii
3. Wojtek jest niezłym fotografem okolicznej przyrody
4. Marian jest zwolennikiem jedzenia ryżu w różnych mieszankach
5. Bartek nadal jest najniższy
6. Krystian coraz bardziej rozkochuje się w górach
7. A mnie nazwano mentorem - choć do końca nie wiem dlaczego

I w takich okolicznościach przyrody i składzie osobowym poruszaliśmy się po Tatrach Zachodnich.
Po drodze spotkaliśmy wielu ciekawych ludzi. Niezłą niespodzianką było poznanie pani profesorowej (tak się zwracała do niej towarzyszka podróży), która zaimponowała chyba wszystkim swoją kulturą, humorem, werwą (10 razy zaliczona Orla Perć) w dość znaczącym wieku.



cdn


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kris




Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:28, 04 Wrz 2013    Temat postu:

Piękne widoki, piękna pogoda. Fakt w górach się zakochałem od pierwszego dnia Smile W drodze na Wołowiec, na przeciwnej górze można było u szczytu zobaczyć Owce, bądź Barany, może też i Koziołki, tego się nie dowiedzieliśmy, bo też nie wiedzieliśmy kto jakie dopalacze brał wcześniej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:28, 05 Wrz 2013    Temat postu:

Nic dodać nic ująć. Widoki były przepiękne.



Następny odpoczynek już przy samej przełęczy. Tam suszenie spoconych ubrań, jedzonko, napojka Very Happy .



Wejście od przełęczy na Wołowiec okazało się nie lada wezwaniem. Z pewnością serferzy by byli szczęśliwi, bo taki wiatr, że ahoj przygodo. Bałem się o tych mniejszych, aby wiatr im krzywdy nie zrobił i porwał ich np gdzieś na stronę Słowacji. Dlatego wszyscy więksi przejęli pałeczkę (tzn złapali za rączki) i pomagali przejść odcinek z przełęczy na Wołowiec. Na szczycie przywitał nas tradycyjnie piękny widok na Rohacze i Tatry Wysokie.
Niestety do wiatru dołączył zacinający deszcz i już całą resztę trasy po grani byliśmy zakapturzeni.





Przejście przez resztę wzniesień była tylko chwilką gdy znaleźliśmy się na ostatnim już szczycie Grzesiu. Gdzie oczywiście Bartosz był bardzo zadowolony z możliwości bycia wyższym niż sam Grześ - cokolwiek to znaczyło, ale był bardzo szczęśliwy.
Zejście do doliny Chochołowskiej i dojście do naszej bazy minęło już pod znakiem słońca.



Było pięknie i sympatycznie. Grupa się dotarła i poznała. Wieczorem wspólna przesiadówka w przepięknej kuchni gospodarzy.
Powinienem w tym miejscu przejść do następnego dnia. Niestety albo stety przygód ciąg dalszy spotkał nas w nocy. Albo nie. Jednak odbyło sie to po północy także wstrzymać się muszę do dnia następnego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:04, 22 Wrz 2013    Temat postu:

Dzień 3
Tak jak obiecałem cofnę się jednak z dnia do nocy. Przy wtórujących dźwiękach nocnych (pił przy wycince drewna - kolega śpiący najbliżej mnie) coś zaniepokoiło mnie. Przy śmietniku stojącym koło drzwi wejściowych do naszego apartamentu ktoś stał, mało, grzebał w śmietniku. Więc nie oszczędzając w słowach kazałem jemu iść spać, myśląc, że to któryś z moich kompanów. I tyle co działo się w nocy.
Rano jednak wymieniliśmy się spostrzeżeniami i uzgodniliśmy wersję, że jednak to nikt od nas. Koledzy w pokoju obok także mieli gościa w nocy. A ktoś nawet zauważył go nad ranem śpiącego nago w toalecie. Nazwany przez nasz Team Łysym towarzyszył w opowieściach do samego końca wyprawy.
A wracając do wędrówki. Dzień pod nazwą Czerwone Wierchy zaczęliśmy od przejścia odcinka przez Dolinę Małej Łąki. Potem już ku górze na Przysłup Miętusi. Tam tradycyjnie jak po pierwszym podejściu dłuższa laba.



Ktoś już mi zwracał uwagę, że za mało zdjęć w relacjach. Więc poprawiam swój błąd i tym razem zdjęć trochę więcej.





I przy tym zdjęciu warto się zatrzymać i o czym wspomnieć. Nie chodzi to wcale o Tomka, który niczym modelka ustawia się do zdjęć ale o Wojtka. Dokładnie o telefon, a jeszcze dokładniej o telefonię. Kto by wpadł na pomysł umieszczania oznaczeń do skanowania na słupkach kierunkowych (szlakowych) w Tatrach dla mających smartfony itd. Odpowiedź jest prosta. Dobra sieć dbająca o turystów i mająca nadzieję, że informacje zakodowane na tabliczkach pomogą w orientowaniu się w terenie. No tak hmm tylko aby to zrobić trzeba mieć zasięg tej sieci. W Tatrach ogólnie jej było brak. Po prostu gratulacje pomysłodawcą.

Już od tego miejsca towarzyszyły nam piękne widoki.



Muszę w tym miejscu podziękować Tomaszowi. Dzięki niemu mam zdjęcia. Very Happy Tu akurat przy podejściu na przełęcz.



Na Kondrackiej przełęczy ścisk. Tutaj krzyżują się dość komercyjne szlaki. Większość turystów kieruje się na najbliższy szczyt Giewont. My jednak odpoczywamy i obieramy kierunek przeciwny.
Tak na marginesie byliśmy na przełęczy dość wcześnie a już na słynnym szczycie ustawiała się kolejka do 15 sekundowego obejścia krzyża na szczycie. A dochodzących nie było końca.





Po wspomnianym odpoczynku i skonsumowaniu węglowodanów, białka itp ruszyliśmy w drogę na Kondracką Kopę.



Dzień szybko uciekał. Bo w miłym towarzystwie zawsze szybko czas ucieka. Już po chwili byliśmy na Małołączniaku.



Po drodze tradycja musi być utrzymywana i kultywowana. Tradycja w pozowaniu do zdjęć jak ktoś kogoś spycha w przepaść. Takie głupie a cieszy. Po drodze też tradycyjne zachwycanie się widokami i pytanie co to:



i wytłumaczeniu, że to tak jak z tymi kijami pod skałami aby się nie przewróciły na turystów (przesądy). Tak z tym aby piorun burzy nie walnął w nas tylko w stertę kamieni. Doszliśmy do Ciemniaka.




Tam opalanko, wietrzenie, suszenie, przebieranie. To ostatnie niektórzy potraktowali dosłownie.



Poczym długie zejście z grani. Jak widać nasz ulubiony napój towarzyszy turystom w górach, wiedzą co dobre.





W tak miłych okolicznościach przyrody dotarliśmy do Doliny Kościeliskiej, którą już w podskokach podąliśmy do bazy.






Ups a skąd to zdjęcie?????

Dzisiaj trzeba iść szybko spać, jutro ważny dzień, spakować się jeszcze bo się przeprowadzamy. W nocy jednak wszyscy są czujni.
UWAGA NA ŁYSEGO.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez TONY dnia Nie 23:08, 22 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kris




Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:43, 06 Paź 2013    Temat postu:

Jakie piękne nogi hmm:) dobrze że koleś który szedł z tą przepiękną panią nie widział tych zdjęć, bo bylibyśmy ok 3tys. w plecy za aparat. Przygoda pełna wrażeń i nastawień na kolejny jakże cudowny dzień. Smile

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:17, 06 Paź 2013    Temat postu:

Dzień 4
Nic dodać nic ująć. Najtrudniejszy szlak w Tatrach w tym dniu ma być odwiedzony przez naszą gromadkę. Nie dziwię się też w tym momencie samemu sobie, że noc jednak słabo przespana a poza tym wiadomym było, że pobudka jeszcze w porze ciemności.
Wszyscy wstali, zjedli i dopakowali resztę klamotów do aut. Pora podjechać do Zakopanego (na szczęście są jeszcze nieliczne miejsca gdzie parkowanie jest nieodpłatne - ale to tylko nieliczni znają Smile).
Zdecydowaliśmy demokratycznie (była najpierw wybrana metoda głosowania przez głosowanie) aby w tym dniu WIELKIM dla nas wspomóc się kolejką. Cel bycia pierwszym, bądź chociaż w czołówce kolejki do kas jest nie lada mały. Udało się wg obliczeń, że załapiemy się na pierwszą kolejkę. SUPERRRRR - Wszyscy się cieszą. Stanie rano do kasy u wszystkich powoduje różne doznania. Jedni nagminnie odwiedzają toaletę inni rozmyślają czy aby na pewno wszystko zabrali. No i się stało. Pierwsze zdenerwowanie w tak trudnym dniu. Tomek bacznie obserwując resztę wyprawy dochodzi do wniosku, że wraca do samochodu aby przebrać spodnie z mini na maxi. Zdenerwowanie nastąpiło gdy ruszyła sprzedaż biletów a Tomków nie ma. Już wtedy musieliśmy odpuścić pierwszy wjazd i wepchać się do następnego.
Ale nie ma co wybaczyliśmy sobie wszyscy wzajemnie bo kto by Tomkowi nie wybaczył? Tm bardziej, że wskazane było mieć na górze długie nogawki.
Wjechaliśmy na górę. Kasprowy przywitał nas chłodem. Ruszyliśmy trochę zaskoczeni ilością już będących na szczycie ludzi.



Cieszyło nas jedynie to, że nie wszyscy wybierają się w tą samą stronę co my. ORLA PERĆ nie pomieści tylu ludzi (tak myśleliśmy). Pamiętać trzeba jednak o dacie jaką wybraliśmy na podbój tej trasy - 15.08.13 - dzień wolny od pracy, długi weekend.



Do tej pory szlak spokojny, równy także mogliśmy narzucić ostre tempo aby nadrobić nasze straty ze startu. Docierając do Świnicy mieliśmy bardzo dobry czas. A wchodząc już po łańcuchach (prolog przed Orlą) napotkaliśmy kilku ciekawych ludzi. Pierwszą osobą był młody mężczyzna zbiegający z góry z plecaczkiem. Tomek zagaił. Rozmowa potoczyła się wręcz najbardziej na rękę Wojtkowi, który mógł pokonwersować po angielsku. O czy rozmawiali nie pamiętam ale dość długo nawijali. Potem starszy pan, który jak się okazało nie jest pierwszy raz już na tym szlaku i będzie nam towarzyszył aż do końca wyprawy.



Wdrapujemy się i widoki zapierają dech w piersiach. Docieramy do szczytu. Pierwszy z wielu punktów na naszej drodze "zaliczony".



Tradycyjnie pokarmiliśmy ptaszki, które natarczywie poszukiwały tego co turystom wypadnie podczas odpoczynku smacznego. Potem dalej. Już wiedzieliśmy,że trzeba nie spuszczać z tępa aby zdążyć i przejść całość a poz tym widać było w oddali nadchodzący tłumek następnych podróżników.



Na trasie poza jedzeniem i piciem przydają się rękawiczki oraz ciepła odzież. Nawet na zmianę koszulka jedna albo dwie. Dojście do Zawratu i wejście w główną część Orlej minęła dość szybko.



Cały czas z dobrymi humorami pokonywaliśmy następne przeszkody szlaku. Spotykaliśmy nowych ciekawych ludzi.Dzięki naszemu otwarciu dowiadywaliśmy się od innych dlaczego się wybrali w góry.



Gdy odpoczywaliśmy już w południe, czyli po kilku godzinach wędrówki zauważyliśmy (a najpierw usłyszeliśmy) krążący nad Świnicą helikopter TOPR. W górach taki dźwięk szybko się roznosi. I wiadomo ktoś potrzebuje pomocy. Obserwowaliśmy dość długo akcję. Dowiedzieliśmy się na drugi dzień z gazet internetowych o upadku z tragicznym skutkiem kobiety ze Świnicy. Jest to straszne przeżycie tym bardziej kiedy kilka godzin wcześniej sami tam przechodziliśmy. Niestety w tym dniu helikopter jeszcze kilkakrotnie był wzywany w okolice Świnicy i Zawratu.



Chwilę później doświadczyliśmy na własnej skórze nie odpowiedzialności wybierając się w góry a tym bardziej na tak eksponowaną drogę. Spotkaliśmy dwie młode dziewczynki (ok 15 - 16 lat) i staszego nieco chłopaka (nie więcej niż 19). Siedząc na krawędzi trzęśli się i powtarzali,że się boją. Potem przyblokowali na dość długi czas naszych chłopaków i następnych turystów wisząc na łańcuchu.



Po przeszkodzie drabinkowo - łańcuchowej znowu bylismy razem. Smile



W tym miejscu muszę przeprosić zacne grono czytających nasze wspomnienia. Nie mamy za dużo zdjęć z ORLEJ PERCI. Zabrał aparat fotograficzny w ten dzień tylko Tomek a i mało kiedy było miejsce i czas na zajmowanie się obsługą aparatu.



Od pewnego momentu pozostało na szlaku mniej turystów niż zaczynało. Niektórzy zwolnili, niektórzy poschodzili tzw szlakami ratunkowymi. My twardo cały czas do przodu.





Dotarliśmy do końca szlaku. Radość każdy przeżywał na swój sposób. Niektórzy płakali inni się śmiali jeszcze inni podskakiwali. Lecz tabliczka na kierunkowskazie była zimnym prysznicem. Jeszcze kilka godzin do samochodów. Ale cóż po fotce i schodzimy. Ale już inni. Trochę odmienieni, spełnieni, dumni, radośni.



Szlak się dłużył. Telefony poszły w ruch. Każdy chciał powiadomić znajomych, rodzinę o tym co się udało i o tym, że jest wszystko ok. Odpoczywamy dłużej bo nogi już bolą przy schronisku. Tam spotykamy ludzi, którzy "pouciekali" wcześniej ze szlaku lub robią go na dwie raty z noclegiem w Murowańcu.



Ból w nogach daje we znaki coraz bardziej. Jednak schodzimy i docieramy do samochodów. Tam kolejna radość - zmiana skarpet i przebieramy obuwie na lekkie.
Wyjazd jeszcze przy zachodzie słońca. Dojeżdżamy do PODLESOKA już w nocy.
Ciekawe doznanie. Po przejściu 11 godzin w górach, przejechaniu ok 100km samochodem trzeba jeszcze rozbić namioty aby móc położyć się spać. A ja nie odpuszczam, jeszcze gonię wszystkich do kąpieli.
Czeka nas noc na ziemi słowackiej w namiotach na przepięknym kempingu (ja to wiem inni się tylko domyślają - środek nocy).
Z zaśnięciem nie ma problemu. Do jutra, minął piękny dzień.

CDN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wojciech Gradziński




Dołączył: 20 Gru 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elbląg

PostWysłany: Śro 21:55, 09 Paź 2013    Temat postu: Tralala

Ale super, szkoda, że to była moja ostatnia trasa. Eh te nogi Smile

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:18, 10 Paź 2013    Temat postu:

Nie ma co się martwić, smucić już w ostrym przygotowaniu LOT 2014. Tam sobie odbijesz. Panowie trenujemy, trenujemy Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:45, 11 Paź 2013    Temat postu:

Dzień 5
Spało się bardzo dobrze choć chłodno. Wyszedłem z namiotu wcześniej obudzony krzątaniem się kolegów z sąsiedztwa. Wyszedłem z przeciągnąłem się (dopiero 7.00) i zobaczyłem ogrom turystów, którzy tak jak my wybrali sobie na długi weekend bazę w Podlesoku.
Dopiero rano przekonaliśmy się jak wspaniale wyszło nam stawianie namiotów po ciemku, jedynie z czołówkami, z kilkoma osobami nigdy nie stawiającymi namiotów lub robiącymi to bardzo dawno temu. Zajęliśmy przesympatyczne miejsce w sąsiedztwie Niemców, Anglików, Czechów, Słowaków, Włochów i Węgrów. Ustawiliśmy się tak aby mieć jak najwięcej "intymności": namioty w podkowę, stół na skraju (dzieliliśmy go z Węgrami), i miejsce na ognisko w środeczku.



Tradycyjne śniadanko. Tym razem na świeżym powietrzu i przy niesamowicie wschodzącym słońcu. Już w tym momencie pojawił się temat KOFOLI - ale więcej o tym napoju później.



Spakowaliśmy niezbędne rzeczy i w drogę. Plan: Słowacki Raj a w nim dwa szlaki. Najciekawsze chyba Sucha Bela, Przełom Hornadu.
Więc ruszamy pełni zapału i pełni jeszcze podniecenia z dnia poprzedniego.





Szlaki słyną nie tylko z piękna przyrody ale także z rozwiązań technicznych. Trasa biegnie po mostkach, drabinach, łańcuchach, klamrach. Przyświecało nam szczęście, trafiliśmy na wymarzoną pogodę. Ciepło, słonecznie (choć w kanionach nie było wyczuwalne), bez opadów. Minusem tej pogody była dość doża frekwencja turystów na szlaku oraz brak wody pod nogami jak się chodziło korytem rzeki (ale to tylko ja chyba cierpiałem z jej braku pamiętając jak się kilkukrotnie wykąpałem ześlizgując do wody).





My pędziliśmy do przodu podziwiając piękno miejsca wiedząc, że przed nami jeszcze dużo drogi. Co chwilę przystopowani przez innych mieliśmy czas na napojenie się i zrobienie kilku zdjęć.





Przy jednej z drabin spotkaliśmy rodzinę. Taka zwykła, normalna rodzina. Też nie wiem dlaczego jednomyślnie stwierdziliśmy, że matka, żona (koch....) jest nauczycielką. Laughing. Chyba jej sposób mówienia, kierowania oraz gestykulowania wskazywały na to (nic nie mam do nauczycieli Smile). Języka wskazywał, że byli z Czech.



Tak wędrując dotarliśmy do skrzyżowania głównych szlaków. W gronie innych towarzyszy odpoczywaliśmy uzupełniając kalorie, minerały i energię. I tam cóż jak zwykle musiało się coś zadziać. Po pierwsze Marian zaczął mieć problemy. Problem wynikł z bliskiego towarzystwa pszczół bądź os (to zdania się różnią i niech się wypowie sam zainteresowany), które bez skrępowania i zaproszenia dołączyły się do jego zapasów jedzeniowych. Wybierając sobie co lepsze i odlatując z tym gdzieś w nieznane.
Po drugie. Wszędzie komercja musi dotrzeć. Nawet w tak piękne i dzikie tereny. Z wielkim hałasem zajechał samochód z przyczepą załadowaną kilkunastoma pojazdami. Wyglądało to jak rower skrzyżowany z hulajnogą. Można oczywiście sobie wypożyczyć takie cudo i zjechać szlakiem powrotnym do Podlesoka za jedyne 7 euro. Nam nie po drodze, więc tylko obejrzeliśmy. Podczas sprawdzania technicznego pojazdów zauważyliśmy.......(i teraz Marcin - Kołek trzymaj się bo może nic o tym nie wiesz)..... brata bliźniaka Kołka. Kropa w kropkę Kołek. Marcin nie wiem co z tą informacją zrobisz ale..... . Smile (jakbyś chciał gdzieś w archiwum posiadam jego zdjęcie).





Wyruszyliśmy dalej przechodząc przez Klasztorisko i docierając w jedno z wielu malowniczych miejsc. Tomasovsky Vyhlad to jedyna miejsce w Słowacki Raju i okolicach gdzie dozwolone jest wspinanie - musieliśmy to zobaczyć. Weszliśmy na to cudowne miejsce, niestety nie byliśmy sami. Mnogość ludzi nas przeraziła. Ale był sposób jak sobie miejsce na odpoczynek i na zdjęcie wytrzasnąć. Podjęliśmy decyzję "zdejmujemy buty". I może to nie humanitarne i nie ekologiczne ale zadziałało. Po kilku minutach szczyt się rozluźnił.





Ta nie mała wysokość, skała, punkty zjazdowe i przeloty oraz widoki spowodowały, że zatęskniliśmy za wspinem. Mieliśmy także okazję podejrzeć kilku miejscowych wspinaczy w działaniu.
Po relaksie dojście o rzeki Hornad i w jej towarzystwie dotrzeć trzeba do naszej bazy. Od samego początku szlak jest naszpikowany, jak ten poprzedni różnymi trudnościami: wycieraczki (stupaczki), drabinki, łańcuchy, mosty. Wszystko tym razem na pewnej wysokości nad samą rzeką.







Już w tym momencie trochę odetchnęliśmy. Może nie z powodu, że nie byliśmy zmęczeni ale dlatego, że tutaj nie dużo już turystów przemierzało szlak. Zapewne z powodu już kończącego się powoli dnia. Ciekawostką na tym szlaku jest bar. Hm. Serwują tam napoje. Ale tylko alkoholowe. Także nie ma się tam co zatrzymywać no chyba, że do końca szlaku mamy zamiar z bliska oglądać lustro wody albo po prostu jesteśmy ze Słowacji. Wink
Doszliśmy już ostatkami sił do Rancza - restauracji 500 m od naszych namiotów. Zdecydowani zamówiliśmy obiadek i KOFOLĘ. Z początku tylko Bartek, Krystian i ja byliśmy na ten napój zdecydowani. Po degustacji napoju dołączyli się następni Laughing. I tak przeszło ze słów do czynów. Z opowieści Pawła o wspaniałości tego trunku do skosztowania i zapragnienia więcej. Fajne jest to, że podają napój w specjalnych kuflach, wyglądających przynajmniej dwuznacznie. Zapomniałbym wspomnieć w tym miejscu o jak ciekawym i prostym języku naszych sąsiadów. Historia: przynosi kelnerka menu i mówi "se paczy" (co odczytujemy "sobie popatrzcie", no i jest ok by się wydawało ) po chwili po chwili zbiera zamówienie oczywiście dogadujemy się między innymi za pomocą palca wskazującego na kartę dań, czekamy, przynosi nam napoje i mówi "se paczy" (i co Wy na to? mamy sobie popatrzeć?).



Po posiłku docieramy już pełni wrażeń do obozu. Po drodze trochę nazbieraliśmy drewna aby potem jak Bear Grylls (o nim więcej w relacji następnego dnia)rozpalić ogień i spędzić miły wieczór w miłym towarzystwie.



CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TONY
Administrator



Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 6:49, 28 Paź 2013    Temat postu:

Dzień 6
Postanowienie z poprzedniego dnia zrealizowane. Nigdzie się w tym dniu nie spieszyliśmy. Wstaliśmy kiedy już słońce wysoko na niebie a w namiotach zrobił się totalny skwar. Wyskoczyłem po świeżutkie bułeczki i dżemik do najbliższego sklepiku. Po śniadaniu przegrupowanie kto zostaje, kto idzie w góry. Dzisiaj drugi dzień Słowackiego Raju.



Ponowne spotkanie z wielkimi drabinami i przepastnymi wąwozami.





Droga spokojna, mało ludzi - wszyscy już przed nami - podziwialiśmy uroki kanionów i wodospadów. Choć bardzo niski stan wody (kolejny dzień bez deszczu) to i tak ogrom i piękno zachwycało. Można sobie tylko wyobrazić jak to by było gdyby w tym miejscu przelewały się tysiące litrów, a my pod górę w kierunku źródła idziemy.





Szlak okazał się spacerkiem. Pokonaliśmy go w trzy godziny no i zdjęć z tej okazji zrobiliśmy jak na lekarstwo. Ale to nic. Kondycja musi być podtrzymana przed następnym wysiłkowym dniem.





Po klimatycznej wyprawie czas na higienę. Jakoś tak wyszło, że wracając z Bartkiem do obozu z "sprcha" (po słowacku prysznic) nikogo w nim poza Marianem nie zastaliśmy. I tu padły wiekopomne słowa. Słowa, które towarzyszą nam do dzisiaj. Słowa jak przesłanie, jak motto dla każdego dnia, jak wskazówka dla zbłąkanych.
"- Gdzie oni wszyscy poszli? - pytam zaciekawiany
- Poszli się ru..... . - ze stoickim spokojem odpowiada Bartek".
Wróciwszy już wszystkich (bo okazało się, że byli po prostu na kofoli) do bazy nastąpił relaks. Jak to w gronie samców panowie zaczęli prześcigać się w umiejętnościach i sprawności fizycznej. Oczywiście nie było równych w kategorii masters dla Tomasza i kategorii light dla Marcina.



Po rozrywkach fizycznych nastąpił czas na relaks umysłowy. Wszyscy zasiedliśmy do stołu i jak to bywa w polskim męskim towarzystwie jest piwko, karty, mecz piłki nożnej (heheheeheheh). Nie wybraliśmy wbrew naciskom naszego ministerstwa sportu ostatniej pozycji.
Graliśmy w karty do samego wieczoru. Nie pamiętam nazwy tej gry, w tym miejscu powinien zająć stanowisko organizator gier stolikowych - Tomasz. Potem wyjście do drewno. Jak zwyczaj nakazuje (drugi raz) rozpalamy ognisko. Znowu nie tak po prostu zapałka, buch i ognisko. Cały szkopuł polega na tym aby ogień traktować z odpowiednim szacunkiem i czcią. Zatem podejmują się młodsi uczestnicy rozpalenia ognia za pomocą krzesiwa z zestawu Beara Gryllsa.



Czas na wspomnienia, rozmówki, gawędzenie a do tego wszystkiego "zmusza" nas klimat ognia i ekipa - niepowtarzalna.





Namawiam chłopaków aby wcześniej położyć się spać, aby być rześkim i wypoczętym przy wczesno - porannym jutrzejszym wstaniu. Lecz moje namowy zostały oddalone. Tak sympatycznie się siedziało przy ogniu. Minął kolejny z udanych dni.
Jutro Rysy.
CDN


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wspinalnia Elbląg Strona Główna -> Trekking Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island